Otwarte granice sprawiają, że Polacy coraz częściej zarówno podróżują, jak i spędzają wakacje za granicą. W moim przypadku krajem docelowym często są Czechy, w których bywam co najmniej dwa razy w roku. I już od wielu lat zastanawiam się, czy oszczędzanie za granicą miałoby sens?
Jeśli chodzi akurat o tych naszych sąsiadów, to ceny w Czechach praktycznie od lat stoją w miejscu. Tak wynika z mojej obserwacji. Choć dla nas wzrastają, to jednak wyrażone w koronach czeskich nie zmieniają się istotnie. Inflacja przez lata była tam o wiele niższa niż u nas. Oszczędzanie za granicą dałoby więc nie tylko możliwość na zyskanie odsetek, ale również dodatkowym dochodem mogłyby być pieniądze związane z umocnieniem się tejże waluty - w przypadku korony od około 12-14 do 17 groszy na przestrzeni kilku lat.
Identyczny projekt można więc spokojnie otworzyć w przypadku walut obcych - jeśli zarabiamy w Euro, to 5 Euro miesięcznie nie będzie wielką kwotą, a po jakimś czasie znacząco zwiększy oszczędności. Podobnie w innych walutach, w Czechach mogłoby to być 50 koron tygodniowo. Rocznie dałoby to 2600 koron samych oszczędności, nie uwzględniając odsetek. A za taką kwotę spokojnie można spędzić przyjemny weekend na Morawach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz